DIALOGI
Sekratariat Spółdzielni Mieszkaniowej. Petenci oczekują na wizytę u prezesa, przechadzając się nerwowo.
Skoczę na jakieś piętnaście minut, pół godziny. Może coś dostanę. | ||
Słuchaj, to pochodź w ogóle dłużej, może coś jeszcze dostaniesz. | ||
No co byś chciała? | ||
Najbardziej to szampon do włosów. Skończył mi się i nie mam zupełnie. Może coś jeszcze będzie. | ||
A widzisz, no szampon, tak... (Jeden z petentów wtrąca się w rozmowę sekretarek.) | ||
Przepraszam bardzo, ale kto tam znowóż jest u pana prezesa? | ||
Proszę pana, pan prezes ma teraz konferencję ze znanym naukowcem Furmanem. (Zwracając się do koleżanki.) Wiesz o tych nowych metodach uzyskiwania rezultatów optymalnych. | ||
W gabinecie prezesa docent Furman wręcza prezesowi butelkę zawiniętą w papier. | ||
wyjmując flaszkę z papieru - Dziękuję... O, Budafok! | ||
Prezes otwiera szafę, która cała wypełniona jest różnego typu alkoholami. Wyciąga inną, napoczętą już butelkę i kieliszki. | ||
Proszę, niech pan siada. | ||
Dziękuję. | ||
wznosząc toast - No panie docencie kochany, oby nam się w życiu szczęściło. | ||
przełykając - Szczerze panu powiem, że ja to mam w życiu pecha. | ||
No. | ||
Tak. Ale szczęścia właściwie trochę też mam. Na zmianę, wie pan. W sześćdziesiątym ósmym zostałem docentem i już, już właściwie miałem dostać mieszkanie po jednym Syjoniście, który... który właściwie wylądował w Harvardzie, no ale niestety mieszkanie to zostało przydzielone jednemu takiemu co przyjechał z Katowic i... ach nie ważne, napijmy się. (Wypija zawartość kieliszka.) Potem z jednym magistrem wie pan z naszego instytutu opracowałem pewien wynalazek naukowy, znaczy ja opracowywałem, on trochę pomagał. No rewelacja, to rewelacja mogła być. Nagroda państwowa murowana. I w siedemdziesiątym szóstym on wyjechał do Radomia i... nie ważne, napijmy się. (Wypija kolejny kieliszek koniaku.) Potem starałem się o profesurę, bo u nas wie pan nastał szef, a to był zapalony myśliwy. Ja trzy lata kompletowałem ekwipunek. Czy pan zdaje sobie sprawę? Bo tak, buty, wysokie buty takie specjalne, strzelby, dubeltówki... no... kapelusiki takie z piórkiem... o, torby myśliwskie. Kosztowało mnie to majątek. | ||
No wyobrażam sobie. | ||
Prezesie, ale jak ja się napracowałem, bo to trzeba było w nocy wstawać, po tym lesie łazić, zimno, mokro. I właściwie wniosek był gotowy, tylko podpisać... No i szefa wywieźli na taczkach, ja nawet nie wystrzeliłem... ach, nie ważne, napijmy się. | ||
Wypija kolejny koniaczek. Stan upojenia alkoholowego Furmana widoczny jest coraz bardziej. | ||
A wie pan prezesie, dlaczego prześladował mnie taki pech? | ||
No, no, ciekaw jestem dlaczego? | ||
Bo działałem sam! | ||
Aha. | ||
W pojedynkę! A teraz nie, a teraz działamy wspólnie proszę pana, w jednej takiej grupie kolegów z naszego instytutu. Popieramy się... | ||
Solidarnie. | ||
Nie!!! O nie... wzajemnie. | ||
Aha. | ||
No to napijmy się! | ||
Po chwili z gabinetu prezesa wychodzi nieco podchmielony Furman. Walasek od razu dobija się do drzwi. | ||
zatrzymując Walaska - Był pan zapisany na dzisiaj? | ||
pokazując pełną torbę - Nie. Ja tylko na chwileczkę do pana prezesa, podziękować chciałem. | ||
A, to proszę bardzo. A państwo zechcą się rozejść. Prezes dzisiaj nikogo już nie przyjmie. | ||
wpadając do gabinetu prezesa - Panie prezesie, chciałbym najmocniej zaprotestować, że znów nie dostałem mieszkania! Nie dość na tym, nie ma mnie nawet na liście, chociaż mi obiecano. Moje nazwisko Walasek. W sprawie Walaska interweniował już dyrektor Dąbek, prezes Bednarski i towarzysz Zaręba. No i co ja im mam odpowiedzieć? | ||
No cóż, musi pan zrozumieć, że mieliśmy ciężką zimę. Wiele bloków spadło z planu, a tą szczupłą pulę rozdzieliliśmy między najbardziej potrzebujących. | ||
Ale mój przypadek jest wyjątkowy. | ||
Hm, hm. Proszę pana, widzi pan tę szafę? Otóż w tej szafie mam same wyjątkowe przypadki, wszystkie zaznaczone czerwonym tuszem. Niewątpliwie pańska teczka też się tu znajduje. Ale zapewniam pana, że w stosownym czasie ja sam osobiście... y... zresztą widzę, ze pan jest inteligentnym człowiekiem. Porozmawiajmy szczerze. Otóż proszę pana, widzi pan, ja tu siedzę wcale nie po to, ażeby rozdzielać mieszkania. | ||
Jak to? | ||
wyprowadzając delikatnie Walaska za drzwi - Tak. Ja tu siedzę po to, ażeby tłumaczyć dlaczego na przykład pan albo ktoś inny mieszkania nie otrzymał. Proszę mi wierzyć, że to ogromnie wyczerpująca funkcja. Jestem już bardzo zmęczony. No, dziękuję panu i do widzenia. | ||