Sekretariat spółdzielni mieszkaniowej. Sekretarka pisze na maszynie.
|
Panie Cichocki, no niech mi pan przestanie patrzeć przez ręce, przecież ja znowu się pomyliłam no. Przez pana to tak długo trwa. Niech pan wyjdzie na korytarz, niech pan poczeka no.
|
|
|
|
Dobra, dobra. Ja wolę sam dopilnować bo wy mnie znowu wyrolujecie.
|
|
|
|
Co za człowiek no? Niech pan popatrzy, co tu jest napisane no? Niech pan czyta.
|
|
|
|
czytając - Przydziela się ob Cichockiemu Dionizemu lokal mieszkalny typu M-4.
|
|
|
|
No tak, no i to jest właśnie najważniejsze, a ja teraz muszę tutaj wpisać ilość izb, metraż i zaraz to będzie gotowe, ale przecież ja się nie mogę skupić no. Jak pan chce żebym ja szybko skończyła, niech pan sobie popatrzy przez okno. (Po chwili pisania.) No skończyłam. Tylko teraz prezes podpisze i po krzyku...
|
|
|
|
Sekretarka już prawie zanosi przydział do podpisania prezesowi. Prawie. Drogę przecina jej wchodzący do sekretariatu towarzysz Jan Winnicki.
| |
|
|
Dzień dobry dziecinko, można do prezesa?
|
|
|
|
Dzień dobry, a jak nazwisko?
|
|
|
|
Winnicki.
|
|
|
|
odwieszając płaszcz Winnickiego - A dzień dobry panu. Tak, chwileczkę. To może ja... to ja zaraz sama poproszę. (Wchodzi do gabinetu prezesa, po chwili zaprasza Winnickiego.) Pan prezes prosi.
|
|
|
|
wchodząc do gabinetu prezesa - Witam kochanego prezesa.
|
|
|
|
Och, prawdziwy to zaszczyt dla mnie.
|
|
|
|
Dajcie spokój, nie przesadzajcie. Cześć.
|
|
|
|
wskazując na szafę z alkoholami - Dzień dobry. Yyy... może byśmy...
|
|
|
|
Może tak.
|
|
|
|
Prezes otwiera szafę z trunkami i bierze flaszkę oraz kieliszki na koniak.
| |
|
|
Prezesie...
|
|
|
|
Tak słucham?
|
|
|
|
Jak tam to nasze budownictwo? Kręci się jakoś?
|
|
|
|
A no rozwija się pomyślnie.
|
|
|
|
Kochany, ale poślizgi są.
|
|
|
|
No poślizgi oczywiście się zdarzają.
|
|
|
|
Niestety się zdarzają.
|
|
|
|
Tak.
|
|
|
|
Słuchajcie. Postarajcie się jakoś do cholery, przecież ludzie czekają. Dajcie spokój.
|
|
|
|
No rozumiem.
|
|
|
|
Teraz tak prezesie...
|
|
|
|
No, no?
|
|
|
|
Kochany ja mam kłopot.
|
|
|
|
Może mógłbym w czymś pomóc?
|
|
|
|
Owszem. Ja mam kłopot... krótko mówiąc żona ma kochanka no.
|
|
|
|
Ooo... to straszne.
|
|
|
|
Nie. To nie jest takie straszne. Tylko wiecie, ja po prostu nie mogę na to patrzeć. Ja jestem człowiek za wrażliwy. Mnie to wzrusza po prostu. Ja nie mogę patrzeć jak się kobita męczy. No przeżywa drugą młodość, to się zdarza. Nie mogę się skupić ani w pracy, ani w domu, no nigdzie. Tak mam... o! Wziąłem walizkę i wyszedłem z domu.
|
|
|
|
z przejęciem - Ooooo.
|
|
|
|
Gdzie teraz mieszkać? Pod mostem?
|
|
|
|
O! Dlaczego zaraz pod mostem?
|
|
|
|
No mam tę chałupkę na Mazurach, mam ten szałas w Bieszczadach. A co będę dwieście pięćdziesiąt kilometrów jeździł do pracy?
|
|
|
|
Nonsens. Oczywiście.
|
|
|
|
Chłopie, ja nie potrzebuję dużo. Co ja muszę w pałacu mieszkać? Trzy, cztery pokoje... góra.
|
|
|
|
Tak... No to ciężka sprawa.
|
|
|
|
Ciężka jest, ja wiem. W ogóle macie ciężką pracę.
|
|
|
|
Oj tak.
|
|
|
|
I szczerze mówiąc ja wam się trochę dziwię. Człowiek zasłużony, co wy chcecie do końca życia na tym stołku siedzieć? Wystarczy jedno słowo i...
|
|
|
|
A nie, nie. Żeby znowu zaczęli gadać, że kogoś wygryzłem. Wolę już pchać ten swój wózek, chociaż tyle zdrowia mnie kosztuje.
|
|
|
|
O zdrowie trzeba dbać kochany. Nie ma żartów. (Zaciąga się papierosem.) Dlaczego ciągle w tych murach i w tych papierach? A wziąć samochód, trochę w plener, zrelaksować się, dotlenić, oddychać. Czym jeździcie?
|
|
|
|
A taka tam Skoda... stara.
|
|
|
|
Winnicki wyciąga z kieszeni marynarki papier i zaczyna go wypełniać.
| |
|
|
Co to jest?
|
|
|
|
Mirafiori.
|
|
|
|
Ooo... dziękuję. Dziękuję. Ale widzę, że to będzie znowuż kość niezgody, bo ja wiecie to lubię jazdę z wygodami, ale moje dziecko marzy o sportowym wózku. A powinien się psia kość wziąć do nauki. Dwadzieścia parę lat, matura za pasem...
|
|
|
|
Jak mu na imię?
|
|
|
|
Antek.
|
|
|
|
Winnicki wypełnia kolejny papier.
| |
|
|
O, dziękuję.
|
|
|
|
No. I o reszcie rodziny nie mówimy co?
|
|
|
|
He, he, he. No tak. Powiedziałem, że sprawa jest ciężka ale przecież nie beznadziejna. (Winnicki sam obsługuje się w szafie prezesa.) Mam nawet coś dla was w sam raz. Takie nie za duże, nie za małe, ale jest problem. Mieszkanie, o którym mówię... na to mieszkanie uparł się pewien facet, który ma chody w telewizji. Przychodzi tu codziennie z redaktorem, z kamerą no i wiecie, wywierają nacisk.
|
|
|
|
Jak się nazywa ten redaktor?
|
|
|
|
A ja nie wiem. nie znam go, taki rudy.
|
|
|
|
Mały i gruby?
|
|
|
|
Nie. Wysoki i tego... i chudy.
|
|
|
|
Znam. Biorę go na siebie, nie ma sprawy.
|
|
|
|
No jeśli tak, to każę już wypisać przydział.
|
|
|
|
Prezes wychodzi do sekretariatu. Tam dopada go od razu Cichocki.
| |
|
|
Pani Basiu... (Zatrzymuje Cichockiego, który już zmierza w stronę prezesa licząc na swój przydział.) Chwileczkę.
|
|
|
|
Tak panie prezesie?
|
|
|
|
zabierając pieczątki i wracając do swojego gabinetu - Nie... to potem, potem. (Wraca do gabinetu gdzie czeka Winnicki.) Wiecie, może ja to lepiej wypiszę sam.
|
|
|
|
Prezes stukając jednym palcem na maszynie stara się wypisać przydział Winnickiemu.
| |
|
|
wyszukując poszczególne literki na maszynie - Winni... c... k... k... k... k... i... Winnicki Jan. Ja... a... n...
|
|
|