Teren budowy. W gabinecie siedzi dyspozytor i rozmawia przez telefon.
|
Rozumiem, ale co mogę zrobić no, nie mam. No nie mam. No przecież ci nie urodzę tego dźwigu, no. No skąd go wezmę... Eee... (Wchodzi Kotek.) O, dobrze że jesteś. Musisz zaraz jechać na K5. Kazik ma awarię znowu.
|
|
|
|
Ja też mam awarię. Dostałem mieszkanie, kapujesz?
|
|
|
|
E, no to inna sprawa bracie. Zaraz ci... zaraz ci wystawię zlecenie do warsztatu, a na K5 mogą sobie zaczekać.
|
|
|
|
Dobra. To w warsztacie za 15 minut. I weź ze sobą szkło.
|
|
|
|
Kotek wychodzi. Jego przełożony opróżnia szklankę z fusów po kawie, wlewając je do kwiatka. Do szklanki nalewa wodę, płucze i wylewa ją przez okno, a szklankę wyciera w zasłonę. Tymczasem przy dźwigu Kotka dopadają koledzy z pracy.
| |
|
|
Teraz bony będziesz potrzebował do Pewexu na parapetówkie. Mogę Ci załatwić.
|
|
|
|
He, he, a na cholerę mi bony. Kartki mam. Stawiałem słupy betonowe wczoraj u dyrektora drukarni. Pyta mi się "panie a ile to ma kosztować?" A ja mówię "e, a na cholerę mi pieniądze? - A kartki mogą być? - No, mogą." - No to wyjął coś ze dwadzieścia sztuk, nawet nie liczył i dał.
|
|
|
|
Ten to musi mieć dużą rodzinę.
|
|
|
|
E, ja też tak myślę.
|
|
|