Anioł ustala co i jak ma być zorganizowane w piwnicy. Wszystko to na przyjazd dostojnych gości z zagranicy.
|
A więc tak, tutaj zrobimy klub lokatorów. Więc te szmaty won, tera tak, te graty won. Aha tera te rury. Panie Lincoln, chodź no pan tu. Te rury to pan pomaluje na kolorowo a'la Picasso, to jest taki malarz. I pan jest osobiście za to odpowiedzialny.
|
|
|
|
Jaki tam klub, jak tu leżą kartofle.
|
|
|
|
A kartofle... kartofle to zaniesiecie do Kolińskiej, a jakby co mówiła, to powiedzcie, że to z mojego polecenia.
|
|
|
|
Przed blokiem wszyscy sprzątają: myją murek, grabią rabatki, Kołek przemalowuje tablicę... Anioł dogląda prac. Przez nieuwagę wpada na stojące przy chodniku wiadro z olejem.
| |
|
|
Doktorze!!! Co to jest za świństwo?!
|
|
|
|
Olej zużyty bo zmieniałem w silniku.
|
|
|
|
Doktorze, pan to weźmie i gdzieś schowa w śmietniku, żeby mnie to tutaj nie leżało tak na wierzchu. Aaaa... doktorze, jeszcze pan mi namaluje taką jedną tablicę z napisem "klub lokatorów" i ze strzałką, powiesimy to przy drzwiach w piwnicy.
|
|
|
|
podbiegając do Anioła - Brama ustawiona!
|
|
|
|
No! Nareszcie.
|
|
|
|
Tylko no jest jeden feler. Ona jest nieco wąskawa, więc jakby jakaś szersza gablota zawadziła, no to... poleci.
|
|
|
|
Zaraz, zaraz, zaraz... Wiem! Powitamy dostojnych gości chlebem i solą a dalej niech idą pieszo.
|
|
|
|
chrząkając - Aha, my z panem Kotkiem się zgadzamy na ten arbitraż, co się nie podzieli to dla pana.
|
|
|
|
No, nareszcie.
|
|
|
|
Anioł stoi nad paczką.
| |
|
|
Panowie, umawiamy się. Wszystko co nieparzyste dla mnie.
|
|
|
|
Otwiera paczkę. W środku zamiast żywności znajdują się cegły. Na ten widok Miećka przyglądająca się całemu arbitrażowi upuszcza talerze, popisowo je tłukąc.
| |
|
|
No panie gospodarzu, tak się bawić nie będziemy.
|
|
|
|
Proszę, niech pan weźmie wszystkie, ale ja zawiadomię kogo trzeba.
|
|
|
|
Panowie. Przepraszam, ale tej paczki nikt nie ruszał. To chyba wina naszej poczty.
|
|
|
|
Nie trzeba było jej brać.
|
|
|
|
Tak jest!
|
|
|
|
Zaraz, chwileczkę panowie, halo! To może ja... (Chrząka.) Dam wam jakąś tę... rekompensatę no, z mojej krwawicy.
|
|
|
|
Anioł ładuje do paczki co się da z lodówki Winnickiego. Sprawdza, czy waży mniej więcej tyle samo. Schodzi po schodach mijając po drodze Furmana, który z ogromnym zaciekawieniem przygląda się po brzegi wypełnionej jedzeniem paczce.
| |
|
|
Pan poczeka na mnie przed domem. Chcę panu coś pokazać.
|
|
|
|
No i stoją przed domem. Anioł instruuje Furmana w kwestii zwałów ziemi, które w momencie porośnięcia trawą, zwane są trawnikiem.
| |
|
|
Nie no docencie, to tak nie może być no.
|
|
|
|
To mam skopać?
|
|
|
|
A tam skopać, też nie będzie ładnie, wie pan. Czekaj pan, ale ja mam pomysł wie pan? Ma pan jakieś potłuczone talerze?
|
|
|
|
Mam... znaczy mam całe talerze.
|
|
|
|
Aha, dobra. Dobra... to ja potłukę swoje, a potem się jakoś rozliczymy i wie pan co zrobimy? Zrobimy tu proszę pana takiego orła, rozumie pan? O!
|
|
|
|
Orła?
|
|
|
|
No takiego orła, białego na czerwonym tle. No wie pan jak harcerze robią. Patrz pan taki o... takie serce z szyszek rozumie pan, a w środku orzeł z potłuczonych talerzy. Co? A to czerwone to pan zrobi z cegły. (Furman odchodzi.) Zaraz, czekaj pan! Chwileczkę! Docencie, pan ma strzelbę tak?
|
|
|
|
Tak.
|
|
|
|
No, to na mój znak docencie pan odda taki honorowy salut na cześć dostojnych gości.
|
|
|
|
Nie, nie, nie. Ja wolałbym już nie...
|
|
|
|
Zaraz docencie! Ja biorę to na siebie, pan nie będzie miał żadnych kłopotów.
|
|
|
|
Proszę pana, proszę pana chciałem zapytać jaki ten orzeł ma być?
|
|
|
|
No jak to jaki? No normalny, taki jak godło narodowe. (Unosi ręce do góry udając posturę orła z godła.) Taki orzeł wie pan z rozwiniętymi skrzydłami. O, tak. Czekaj pan, dam panu coś na wzór. (Podaje Furmanowi monetę.) O widzi pan? O! Albo nie, czekaj... (Wyszukuje mniejszy nominał.) O! Tu jest taki sam.
|
|
|