Menu serwisu
Alternatywy 4

WYSOKA CENA KARIERY

Stanisław AniołNikt go nie lubił, kilka kobiet kochało, wszyscy podziwiali - Roman Wilhelmi był przede wszystkim aktorem. To praca zawodowa (najczęściej bez kompromisów) i stresy z nią związane, kierowały go w kierunku biesiad, miłostek, palenia i picia. Intensywność życia i wypełniony po brzegi harmonogram zajęć świadczyły o przeczuciu, które podpowiadało mu, że nie ma za wiele czasu.

- W aktorstwie się pogrążam, aktorstwu oddaję się całkowicie i zupełnie, bo ten zawód jest dla mnie wszystkim - mówił Roman Wilhelmi.

Zawsze był raczej na uboczu. Przykładem jest chociażby świętowanie 25 rocznicy pracy w Ateneum - w ręce ciastko, obok płonąca świeczka, nic i nikt więcej nie był potrzebny do uczczenia tego dnia. A wszystko zaczęło się w Aleksandrowie Kujawskim, o czym wspomina sam aktor. - Trafiłem na księdza, który wspaniale śpiewał, recytował i w jednej z salek parafialnych zrobił teatr. Zacząłem w nim występować. Kiedy przyszło więc do wyboru zawodu, nie miałem wątpliwości, kim naprawdę chciałbym być.

- W jego życiu liczył się tylko teatr, tylko granie, rola i sukces, nie było w nim miejsca na rodzinę - wspomina pierwsza żona Romana, z którą pobrał się na czwartym roku studiów. - Wracał coraz później, potem znikał. Wymyślał niestworzone historie, przepraszał, przysięgał i zaczynał od nowa. Był partnerem zabawnym i czułym, a jednocześnie zupełnie nieodpowiedzialnym. Trzeba go było brać z całym dobrodziejstwem inwentarza lub odejść - wspomina Danuta, która ostatecznie wybrała drugie rozwiązanie. Hulaszczy tryb życia Wilhelmiego sprawił, że podobnie postąpiła druga żona - Marika Kollar - węgierska tłumaczka.

- Był wielkim romansowiczem i całe życie miał z kobietami rozmaite kłopoty - mówił Kazimierz Kutz.

Roman Wilhelmi zmarł 3 listopada 1991 r. na raka. Jednak podobno do końca nie wiedział, że umiera, nikt nie miał odwagi mu tego powiedzieć.

Żródło: Agnieszka Brzoza - Za karierę Dyzma zapłacił wysoką cenę (http://kobieta.interia.pl)