Sto twarzy Anioła
"Roman nie był aktorem charakterystycznym ani amantem. Dla niego najtrafniejsze wydaje się określenie »aktor ekspresyjny«, który
posługiwał się nierealistycznymi środkami wyrazu. Był aktorem kreacyjnym, który nie odtwarzał, ale stwarzał postać".
Filip Bajon
"Nigdy nie byłem aktorem łatwym, mam w sobie coś kontrowersyjnego, coś niegładkiego. Byłem trudny w odbiorze, trochę
spocony, dziki, a podoba się to, co pseudointelektualne, eleganckie, a ja jestem chropowaty."
Roman Wilhelmi
"Był unikalny. Z pokolenia powojennego, w moim pojęciu był jednym z najciekawszych ludzi. Z wyglądu i w zachowaniu
był stuprocentowym mężczyzną. Posiadł kolosalne umiejętności w tym zawodzie. Obserwowałem jego poczynania przez wiele
lat i uważam, że gdybyśmy zestawili wszystkie jego znaczące role, to zobaczylibyśmy jednego człowieka. Choć każda z tych
postaci miała przecież różne, czasem skrajne cechy indywidualne. Roman nie charakteryzował się w innego człowieka.
Nie był kim innym. Referował rolę przez przynależne sobie psychofizyczne cechy. Obficie i umiejętnie korzystał z nich, przez
co w tej dziedzienie aktorstwa osiągnął niesamowite rezultaty".
Zbigniew Zapasiewicz
"W aktorstwie się pogrążam, aktorstwu oddaję się całkowicie i zupełnie, bo ten zawód jest dla mnie wszystkim.
Ludzie nie zdają sobie sprawy z ciężaru uprawiania aktorstwa. Mówią, że mi się udało. Bzdura, nic mi się nie udało.
Chciałbym móc powiedzieć, jak twierdził jeden z moich najukochańszych aktorów, Lawrence Olivier, że w chwili
zejścia ze sceny, zdjęcia kostiumu i maski przestawał go ten zawód interesować. Chciałbym zyskać taki stosunek
do swojego zajęcia, ale niestety ten zawód bezustannie chodzi wokół mnie, przez cały czas nie znajduję od niego wytchnienia".
Roman Wilhelmi
"Trwałe, magiczne czary sztuki aktorskiej bodaj przede wszystkim, pozostają zazwyczaj tam, gdzie w coraz gęstszym
przymgleniu i coraz ciszej, lecz w sposób tym bardziej przejmujący pulsuje kraina czasu minionego, naszych lat młodych
inicjujących wszystkie nasze najważniejsze związki i rozdźwięki z ludźmi i ze światem. Myślę niekiedy, że gdy czas pójdzie
duży krok naprzód, za lat 40, 50 dzisiejsi młodzi jako olbrzymów mogą w swoich wspomnieniach widzieć takich aktorów
jak Śląska, Wilhelmi i jeszcze kilkoro innych. Z mojej strony mam dla nich już tylko podziw, zachwyt, często im
zawdzięczam głębsze poruszenia. A to przecież także coś znaczy, nie? Moje Olbrzymy już dawno, bardzo dawno zasnęły dla
wieczności".
Jerzy Andrzejewski, 1978