PRZEWODNIK PO SERIALU I RZECZYWISTOŚCI
Książka powstała w bardzo nietypowy sposób. Otóż jej autor i współscenarzysta kultowego serialu Stanisława Barei „Alternatywy 4”, Janusz Płoński, prowadząc zajęcia na UW, zaprosił do wspólnej zabawy, a jednocześnie współpracy, studentów Instytutu Dziennikarstwa. Emisja poszczególnych odcinków była przerywana tzw. pytaniami z sali (nie licząc salw śmiechu), na które prowadzący starał się znaleźć satysfakcjonującą odpowiedź. I tak na podstawie serialu Telewizji Polskiej powstała książka, a w niej, jak w krzywym zwierciadle, przegląda się PRL.
Perełki absurdu w scenariuszu nie były kwestią wybujałej wyobraźni jego twórców, ale brały się z... rzeczywistości. Otóż dwaj z trzech scenarzystów (oprócz Barei), czyli Janusz Płoński oraz nieżyjący już Maciej Rybiński, pracowali jako dziennikarze w studenckim tygodniku ITD i często jeździli po całym kraju. „Te podróże, rozmowy z ludźmi, wizyty w różnych miejscach były nieprzebraną kopalnią cennych obserwacji. Tak cennych, że tylko siadać i pisać.” - relacjonuje autor na wstępie.
Pomysł na serial obyczajowy z ważną postacią nieco demonicznego dozorcy domu o nieprzypadkowym nazwisku Anioł (rewelacyjnie graną przez Romana Wilhelmiego), który sprawuje niepodzielną władzę nad nowo zasiedlonym domem i jego lokatorami, pozwalał na fantastyczny, acz groteskowo przerysowany opis realiów, w jakich żyło się w słusznie minionym systemie. Stanowił też doskonały przykład na to, jak funkcjonował „najśmieszniejszy barak w całym obozie”. „Wymyśliliśmy trik á la Orwell, coś jak Folwark zwierzęcy, czy bajki Kryłowa, gdzie pod postaciami zwierząt kryły się różnego rodzaju charaktery. Na potrzeby serialu stworzyliśmy mikro-Polskę w jednym domu. Aby była ona jako tako reprezentatywna, w bloku przy Alternatywy 4 upchnęliśmy ludzi, którzy w normalnych warunkach raczej by się ze sobą nie spotkali.”
W myśl gogolowskiego „sami z siebie się śmiejecie” pokolenia urodzone w latach 70. i wcześniej mogą tu rozpoznać siebie i swoich bliskich, uwikłanych w śmieszno-straszne realia późnego Jaruzelskiego, kiedy niedostatek wszystkiego dawał się we znaki, każąc bezlitośnie wykorzystywać każdą nadarzającą się okazję, czasem ze szkodą dla własnego i cudzego morale, a z korzyścią dla tzw. warunków socjalno-bytowych. Zupełnie inaczej mogą mieć młodsi, którzy tamten świat kojarzą jedynie z opowieści osób starszych, z kultowych filmów, czy materiałów zamieszczanych w Internecie. Wszystko, jak leci, wymaga jednak tłumaczenia, bo jak człowiek wychowany w gospodarce nadmiaru może zrozumieć, że parówki były towarem deficytowym i reglamentowanym, sprzedaż „spod lady” była na porządku dziennym, państwo dystrybuowało mieszkania czy samochody, a w telewizji były tylko dwa programy? Żeby nie zwariować, można się było udać na emigrację wewnętrzną lub wziąć na luz.
„Śmiech był dla nas przez lata wartością najwyższą. Antidotum na wszechobecną bzdurę, na braki w zaopatrzeniu i na ograniczenia rozmaitych wolności. Śmiejąc się, stawaliśmy się wolni, syci, napojeni i zadowoleni. Śmiejąc się, pokazywaliśmy środkowy palec wszystkim, którzy chcieli nam życie obrzydzić.”
Absurdy PRL-u po latach wzbudzają wesołość, czasem nawet straszą, ale ludziom w nie uwikłanym nie zawsze było do śmiechu. Np. aktorzy przynosili z własnych domów na plan elementy scenografii niedostępne normalnie w sklepach, jak papier toaletowy, a produkcja chwytała się każdej okazji, by było co filmować. Nie wszystkie żarty i aluzje są dzisiaj czytelne, czasem wręcz - „normalne” okoliczności mogą kojarzyć się z groteskowym przerysowaniem, a przecież bycie cieciem w Warszawie naprawdę mogło być awansem z punktu widzenia podrzędnego urzędnika z prowincjonalnego Pułtuska, dźwig „pożyczony” z innej budowy ratował wątpliwej solidności plan oddawania mieszkań, a magia powtarzanego szeptem nazwiska „wszystkomogącego” sąsiada Winnickiego potrafiła czynić cuda. Obecność udawanego, czarnoskórego Amerykanina jeszcze ten absurd potęgowała.
Do lamusa odłożone zostały nie tylko realia, ale i używany język, mocno aluzyjny, operujący wspólnym kodem i „przymrużeniem oka”, pozwalający zręcznie unikać cenzorskich nożyczek. Płoński wyjaśnia, że „co tydzień mieliśmy do czynienia z cenzurą. I dawało się z tą cenzurą żyć. Potrafiliśmy pisać w taki sposób, by odbiorca odczytywał nasze intencje. To było inne pisanie niż teraz. Pisało się za pomocą aluzji, metafor, dawało się do zrozumienia, puszczało oko do czytelnika. Innymi słowy, pisało się między wierszami. Dziś ta stara sztuka zaginęła zupełnie. Wszystko jest beznadziejnie dosłowne. Ze szkodą dla was.”
Nie dajmy się jednak zwieść pozornej lekkości tonu, jaką wybrał autor, bo przy okazji porusza on problemy ważne dla naszego „tu i teraz”, jak np. kwestie praw człowieka i skłonność władzy do ich pomijania przy forsowaniu własnych interesów, obecność w życiu politycznym ludzi zainteresowanych jedynie własną karierą czy propagandowy wymiar telewizyjnych programów, relacjonujących kolejne sukcesy „na niwie”. „Cokolwiek się w kraju działo, co nie zgadzało się z linią partii lub ją negowało, określano właśnie w ten sposób - że to z obcej inspiracji, że wrogie koła, że ukryte intencje itp. Nic nie mogło być normalne, zwyczajne, szczere, wynikające z głębokiej ludzkiej potrzeby. Zawsze coś lub ktoś musiał za tym stać i w złej wierze manipulować.” Czy nie brzmi to niepokojąco znajomo?
Warto podkreślić jeszcze jeden aspekt tej książki - jej walor dydaktyczny!
Pamięć ludzka jest ulotna, więc taki skromny przyczynek do zachowania tego, co odchodzi w przeszłość (ale może jeszcze powrócić?) przyda się może tym, którzy zechcą wziąć kilka ważnych lekcji od twórców serialu. „Bajka o domu przy Alternatywy 4 dobiegła końca. Wynika z niej co najmniej kilka morałów. Jeden z nich, potwierdzony po wielokroć przez historię, mówi, że obaleni tyrani, jeśli nie zostaną zawczasu skróceni o głowę, często w sposób legalny powracają i stają się jeszcze większymi tyranami. Inny możliwy morał mówi, że niektóre systemy polityczne nie pozwalają swoim pupilom upaść na samo dno. Zadbają, by nie stała się im krzywda. Kolejny morał jest dość oczywisty: lepiej być zdrowym i bogatym niż chorym i biednym.”
Janusz Płoński
Dziennikarz, scenarzysta, w latach 1970-1980 pracował w tygodniku „itd”, współpracował z tygodnikami „Polityka”, „Motor”, publikował w miesięczniku „Dialog”. Wraz z Maciejem Rybińskim autor książek Góralskie tango, Balladyna Superstar - git czytanka z momentami, Brakujące ogniwo, Wielka Islandzka. Współautor (wraz z Maciejem Rybińskim i Stanisławem Bareją) scenariusza serialu Alternatywy 4. W 1980 wyjechał do Niemiec, gdzie jako autor, reżyser i producent współpracował z telewizjami ZDF, Bayersicher Rundfunk i Hessischer Rundfunk. Autor książek Elvis - dlaczego ja, Panie? i Janusz Płoński - kandydat na prezydenta.